Były ich setki, jeśli nie tysiące. Zjechali z całej Polski. W poniedziałek protestowali pod siedzibą spółki Centralny Port Komunikacyjny w Warszawie. Byli tam też ludzie z naszego regionu, którzy nie godzą się, by tory szybkich kolei przecięły ich podwórka, pola, zrównały z ziemią firmy i dorobek życia.
O protestach przeciwko planowanym liniom kolejowym, które w różne rejony Polski mają odchodzić od projektowanego przez rząd wielkiego Centralnego Portu Komunikacyjnego, piszemy od kilku tygodni.
Zaczęły się, gdy mieszkańcom, również naszego regionu przedstawiono plany inwestycji. Niezadowolenie jest właściwie wszędzie. I w położonym tuż przy granicy Bełżcu, i pod Zamościem, i pod Krasnymstawem, bo po tych terenach ma biec jedna z linii szybkich kolei (w projekcie uwzględniono cztery wiarianty).
Gdy ludzie dowiedzieli się, że grożą im wywłaszczenia, wyburzenia domów zaczęli protestować. Pikiety odbyły się i w Zamościu, i w Krasnymstawie. W poniedziałek wielki protest ogólnopolski, bo problem dotyczy gmin z całego kraju, odbył się w Warszawie.
Z samej gminy Zamość pojechał autokar, kilka samochodów osobowych, a także reprezentacja samorządu. Swoich przedstawicieli mieli też w stolicy mieszkańcy gmin Krasnystaw i Izbica. Dołączyli też do nich warszawiacy.
Swój gniew wykrzyczeli na ulicy. Dostępu do siedziby CPK broniły szpalery policji. Nikt ze spółki do tych ludzi nie wyszedł. Do środka wpuszczono dwie lub trzy osoby na rozmowy, które i tak niczego w sprawie nie zmieniły.
Kolejny protest już w piątek, 1 lipca po południu na drodze krajowej nr 17 w Wólce Orłowskiej. Swój własny marsz zapowiadają też niebawem mieszkańcy gminy Zamość.